24 września 1944 roku coraz bardziej zacieśnia się pierścień oblężenie wokół trzech bronionych wciąż dzielnic: Żoliborza, Mokotowa oraz Śródmieścia. Większość sił niemieckich naciera teraz na Mokotów. Według oficjalnych danych Dowództwa Warszawskiego Korpusu Armii Krajowej łączna liczba wojsk powstańczych w Warszawie wynosiła ponad 32 tysiące. Mokotów jest teraz 3 września 1944 roku po opanowaniu Starego Miasta Niemcy przystępują do silniejszego ataku na Śródmieście Północne oraz Powiśle. Powstańczy dziennik "Robotnik" informuje o ukazaniu się w dniu wczorajszym pierwszych znaczków harcerskiej poczty polowej. W związku z silnym ostrzałem Polskie Radio wstrzymuje nadawanie audycji. Według komunikatu Deutsche Nachrichtenbüro oficjalnie Udostępnij. 31 lipca ok. godziny 18.00 Komendant Główny AK gen. Tadeusz Bór-Komorowski wydał rozkaz o rozpoczęciu 1 sierpnia 1944 r. o godz. 17.00 powstania w Warszawie. Jeszcze w pierwszej połowie lipca kierownictwo Armii Krajowej nie zakładało działań zbrojnych w stolicy – dla uniknięcia zniszczeń i cierpień ludności cywilnej. Vay Tiền Online Chuyển Khoản Ngay. Krytyka poszczególnych form upamiętniania Powstania Warszawskiego nie powinna prowadzić do wycofywania się z celebrowania rocznicy jego wybuchu. Z artykułu Jakuba Halcewicza „Kto dojrzał do pamięci o powstaniu?” wynika, że sposób upamiętniania Powstania Warszawskiego przez polskie państwo i społeczeństwo zasługuje na krytyczną ocenę. Widzę to mniej pesymistycznie. Może spieramy się po prostu o to, czy szklanka jest do połowy pusta czy pełna, ale chyba warto ten spór podjąć. Ze wspomnianego wyżej tekstu wynika, że ranga obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego powinna być mniejsza, skutkiem upamiętniania go przez państwo na dużą skalę jest bowiem zawłaszczanie pamięci o Powstaniu przez ruchy skrajnej prawicy (dla których Powstanie jest pretekstem do ataków na osoby o innych poglądach) oraz marginalizowanie innych ofiar drugiej wojny światowej. Polska i Warszawa to więcej niż marsz narodowców w centrum stolicy Takie myślenie to wylewanie dziecka z kąpielą. Zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że upamiętnianie Powstania Warszawskiego od kilkunastu lat było istotnym elementem polityki historycznej również tych ekip, które nie miały problemu z wyraźnym odcinaniem się od organizacji takich jak ONR. Mamy chyba z autorem tego artykułu podobne odczucia dotyczące prób zawłaszczania pamięci o Powstaniu (do którego ja dorzuciłbym zarzut o jego infantylizację). Dość mocno różnimy się natomiast w generalnej ocenie kultywowania przez państwo i społeczeństwo pamięci o tragicznym wydarzeniu sprzed siedemdziesięciu trzech lat i w naszych receptach na rozwiązanie dostrzeganego przez nas obu problemu. Powstanie zawłaszczane Fakt, że obchody rocznicy Powstania Warszawskiego nie ograniczają się do pompatycznych akademii trudnych do strawienia dla młodszych pokoleń, oceniam pozytywnie. Trudno mi jednak pogodzić się z tym, że niektóre warszawskie ulice corocznie 1 sierpnia niewiele się różnią od piłkarskich stadionów z szalikami, flagami i dymem z rac. Pamiętam swoje zniesmaczenie, kiedy w zeszłym roku, idąc z żoną i synem (w wózku) wąskim fragmentem ul. Kapitulnej, musiałem gwałtownie przyspieszyć, żeby minąć się z idącym całą szerokością ulicy pochodem młodych ludzi z fryzurami podobnymi do mojej, ale z poglądami zgoła innymi, dla których świętowanie 1 sierpnia polegało przede wszystkim na skandowaniu agresywnych haseł. Straszny i śmieszny news sprzed kilku lat o wyprodukowaniu kija bejsbolowego z logiem Polski Walczącej był skrajnym przykładem, ale przecież również elementem szerszego zjawiska: z popularyzacją tematu wśród młodzieży łączy się próba zawłaszczania go przez środowiska o skrajnych poglądach i specyficznym, jak na warunki demokratycznego państwa, stosunku do stosowania przemocy. Mój duży dystans budzi jednak nie tylko wspomniany kij bejsbolowy, lecz także powstańcze graffiti czy tatuaże. Zwłaszcza te, które chęć upamiętnienia bohaterów historii wpisują w sprawy tak błahe w zestawieniu z okropnościami drugiej wojny światowej jak fakt kibicowania temu bądź innemu klubowi piłkarskiemu, za czym idzie często cały kibicowsko-chuligański „etos”. Powstanie wpisywane jest wtedy w całą gamę zachowań, które z dziedzictwem Polski Podziemnej nie mają nic wspólnego. Jak łączyć upamiętnianie walki z żołnierzami nazistowskich Niemiec ze wznoszeniem przez kibiców antysemickich lub rasistowskich haseł czy podnoszeniem rąk w „rzymskim salucie”? Jak połączyć deklarowaną patriotyczną i propaństwową postawę z rzucaniem w policję kamieniami? Sprzeczność chyba dla każdego jest oczywista (uprzedzając zarzuty – zachowania te znam z wieloletniego chodzenia na mecze piłkarskie, nie zaś z doniesień mediów). Pamięć o Powstaniu bywa po prostu narzędziem używanym przeciw komuś i nie powinno tak być. Powstanie infantylizowane Pod adresem obecności tematyki powstańczej w popkulturze sformułować można zarzuty zarzut o ignorancję i bezrefleksyjność, które niekiedy idą w parze z ostentacją w upamiętnianiu danego wydarzenia z historii. Widząc młodych ludzi w koszulkach nawiązujących do Powstania Warszawskiego i ich zachowanie, niekiedy mam wrażenie, że pamięć o tym wydarzeniu ogranicza się do noszenia tego rodzaju ubioru. Taka popkulturowa pamięć o Powstaniu często jest po prostu płytka. Przypomnieć tu można film „Sierpniowe niebo. 63 dni chwały”, który w innym miejscu poddałem ostrej krytyce właśnie dlatego, że propagował model upamiętniania Powstania przez hip-hopowców właściwie głównie poprzez patriotyczne „dziary” i rysunki na ścianach. Infantylizacja Powstania Warszawskiego polega też na budowaniu opowieści o nim w sposób w czarno-biały, w którym jest miejsce jedynie na piękną historię o przystojnych młodych żołnierzach, którzy idą walczyć ze śpiewem na ustach, i pięknych sanitariuszkach. Jest tu miejsce na pokazanie bohaterstwa żołnierzy i ich patriotycznej postawy, brak zaś miejsca na straszny los cywilów czy dyskusję o sensowności Powstania. Od połowy poprzedniej dekady temat Powstania jest żywy – to wartość sama w sobie Tutaj można sformułować zarzut wobec Muzeum Powstania Warszawskiego, w którym, przy wszystkich ogromnych zaletach ekspozycji, w sposób dalece niewystarczający pokazano złożoną dyskusję o sensowności Powstania Warszawskiego. A było ono oceniane niezwykle krytycznie przez osoby, którym nikt o zdrowych zmysłach patriotyzmu nie mógłby odmówić, jak gen. Władysław Anders, walczący w powstaniu Wiesław Chrzanowski i Jan Józef Lipski czy Stefan Kisielewski. Narrację stworzoną przez Muzeum Powstania Warszawskiego oddaje chyba nie do końca krzywdzący żart, że ktoś, kto nie znałby historii drugiej wojny światowej, po obejrzeniu ekspozycji mógłby sądzić, że Powstanie zakończyło się zwycięstwem… Polaków. Niedojrzałe podejście do pamięci o Powstaniu Warszawskim ma jeszcze inne oblicze. Część jego krytyków (podkreślam, że tylko część; sam mam do tego wydarzenia stosunek ambiwalentny) w skrajnych ocenach zupełnie pomija wszelkie niuanse i szarości, do tego robi to w dość żenującej formie. Zaliczyłbym do takich, z jednej strony, związanego z prawicą publicystę historycznego, który przywódców Polskiego Państwa Podziemnego nie tyle krytykuje, co po prostu w dość ordynarny sposób obraża; a z drugiej strony, pewnego samorządowca, który chciał organizować symboliczny proces przywódców Powstania, i byłego ministra spraw zagranicznych, który kolejne rocznice Powstania uroczyście obchodzi komentarzami w internecie „o narodowej katastrofie” czy „samoeksterminacji”, wykazując się niezwykłą „subtelnością” i wyczuciem momentu. Przy takiej narracji o Powstaniu można niemal odnieść wrażenie, że za zbrodnie popełnione w jego czasie nie odpowiadają nazistowskie Niemcy, tylko… przywódcy Państwa Podziemnego. Nie tylko Krakowskie Przedmieście Koncentrowanie uwagi na negatywnych stronach obchodów rocznicy nie powinno moim zdaniem sprawiać, że znikną nam z oczu wszelkie elementy rzeczywistości niewpisujące się w tę wizję. Polska i Warszawa to coś więcej niż marsz narodowców na Krakowskim Przedmieściu, to nawet więcej niż kilkanaście czy kilkadziesiąt podobnych wydarzeń. Nie wiem, czy marsz ONR nazwałbym „oddolnym zwieńczeniem” działań państwa upamiętniających Powstania Warszawskie, ale nawet jeśli, to z pewnością tych „oddolnych zwieńczeń” jest więcej. Boom pamięci o Powstaniu, związany z budową Muzeum Powstania Warszawskiego, wiąże się jednak z wieloma przedsięwzięciami, które z pewnością w budowę mądrej pamięci się wpisują. Sama ta placówka organizuje rozmaite projekty dokumentacyjne, naukowe, edukacyjne czy nawet muzyczne, które pokazują skomplikowany obraz wydarzeń, niemający wiele wspólnego z hurraoptymistyczną wizją Powstania Warszawskiego. Bez szczególnego zaangażowania kilkanaście lat temu władz Warszawy (musi tu być wspomniana postać Lecha Kaczyńskiego) i Polski w nadawanie obchodom rocznic szczególnie wysokiej rangi nie byłoby nie tylko tych projektów, ale też rozmaitych dzieł artystycznych tworzonych właśnie w atmosferze budowania pamięci o Powstaniu, jak choćby płyty „Powstanie Warszawskie” Lao Che (ważnej w historii polskiego rocka, bo przypominającej, że można w tym nurcie znowu śpiewać o czymś ważniejszym niż to, że „Baśka miała fajny biust”) czy oba filmy Jana Komasy. Również one pokazują obraz Powstania z całym jego tragizmem. Dzięki szczególnemu klimatowi wytworzonemu wokół upamiętniania tego wydarzenia z czasem przyszło duże zainteresowania losami ludności cywilnej. Bez tego klimatu hasło „rzeź Woli” mówiłoby cokolwiek znacznie mniejszej liczbie osób. Dzięki temu, że temat Powstania Warszawskiego jest żywy, również głos krytyków tego zrywu dzięki temu jest bardziej słyszalny. Wreszcie, mądra pamięć o Powstaniu to też zupełnie oddolne zachowania: tysiące świeczek na grobach powstańców czy – potem – akcje ich sprzątania. To zatrzymujący się na ulicach i chodnikach ludzie w czasie godziny „W”. Marsze skrajnej prawicy tego nie przesłaniają. Pamiętajmy mądrze, nie rezygnujmy z pamięci Zupełnie nie mogę się zgodzić z zawartą w tekście Halcewicza tezą, że ogromne zainteresowanie Powstaniem Warszawskim jest „nie fair” wobec innych ofiar wojny. Oczywiście środki państwa i możliwość zaangażowania się Polaków w upamiętnianie różnych wydarzeń nie są nieograniczone. Z pewnością nie jest jednak tak, że kultywując Powstanie Warszawskie, zapominamy o ofiarach wojny we wrześniu 1939 r. i innych wydarzeń z późniejszych lat. Taki sposób myślenia kazałby również nie obchodzić szczególnie uroczyście Powstania w Getcie Warszawskim, bo byłoby to nie fair wobec wszystkich ofiar Holokaustu. Według mnie to zupełnie absurdalne. Wycofywać się ze świętowania czegoś, bo są grupy, które to zawłaszczają? To tak jakby nie upamiętniać 31 sierpnia, tylko dlatego że Jarosław Kaczyński wykorzystał ten dzień jako okazję do ataków na przeciwników, którzy rzekomo mieli stać tam „gdzie stało ZOMO”, a stałym elementem rocznicy powstania „Solidarności” są dość gorszące spory. Istnieją bez trudu dostrzegalne negatywne skutki kultu Powstania Warszawskiego (do jego zawłaszczania przez ruchy skrajnie prawicowe i kibiców oraz infantylizacji jego historii dodać przecież trzeba tak kuriozalne decyzje, jak łączenie w czasie obchodów państwowych w apelu poległych uczestników Powstania Warszawskiego z ofiarami katastrofy smoleńskiej). Mimo to nie powinny one przesłonić faktu, że dzięki specyficznemu klimatowi w debacie publicznej od około połowy poprzedniej dekady temat Powstania Warszawskiego jest tematem żywym – bardziej niż miało to miejsce w latach poprzednich. To jest wartością samą w sobie. Wydaje mi się, że – nie powstrzymując się od krytyki zawłaszczania Powstania – warto wspierać inicjatywy budujące mądrą i dojrzałą pamięć o nim. Prawa do tej pamięci nikt nam nie odbierze. Rezygnowanie przez ludzi o demokratycznych poglądach z hucznych obchodów rocznic Powstania Warszawskiego z powodów marszów ONR? To dopiero byłby sukces tej organizacji. Opublikowano: 2010-10-13 14:53:07+02:00 · aktualizacja: 2011-08-03 18:41:18+02:00 Dział: Polityka Polityka opublikowano: 2010-10-13 14:53:07+02:00 aktualizacja: 2011-08-03 18:41:18+02:00 Narodowe Siły Zbrojne, tak jak i inne organizacje obozu narodowego – Konfederacja Narodu i Narodowa Organizacja Wojskowa, wzięły udział w kulminacyjnym punkcie akcji „Burza", jakim było Powstanie Warszawskie. Do tej walki NSZ przystąpiły rozbite na dwa obozy. Nie ulega wątpliwości, że rozłam osłabił ich siłę bojową. Prawdopodobnie w trakcie tarć wewnętrznych grupy żołnierzy przechodziły „na własną rękę" bezpośrednio do AK – to także osłabiało stan bojowy organizacji. Jednak najistotniejszy jest fakt, że szykujące się do walki o Warszawę dowództwo AK nie poinformowało o swoich zamiarach żadnego z odłamów NSZ. Ani tego, który nie chciał się scalić, ani co gorsza tego, który wszedł do AK. Ta decyzja jest godna potępienia. Po pierwsze dlatego, że komendant NSZ-AK był z urzędu zastępcą Komendanta Głównego AK, po drugie zarówno NSZ-AK, jak i NSZ-ONR mogły wprowadzić do walki znaczną liczbę żołnierzy. Można dojść do wniosku, że KG NSZ- AK nie została powiadomiona o godzinie „W", aby nie podjęła kroków zmierzających do storpedowania planów powstańczych. Zwłaszcza że negatywny stosunek obydwu grup NSZ do realizacji planu „Burza" był znany. Informowanie dowódców NSZ-AK jeszcze 1 sierpnia o niepodejmowaniu walki w Warszawie jest faktem szczególnie obciążającym oficerów KG AK. Efektem działań dezinformacyjnych było rozproszenie sił NSZ-AK i NSZ-ONR. Udział w walce poszczególnych oddziałów i grup żołnierzy był jak najbardziej przypadkowy. Nie wiemy także, jaka liczba broni gromadzonej przez cztery lata okupacji o godzinie „W" leżała bezużytecznie w konspiracyjnych magazynach. W pierwszej części książki został przedstawiony ogólny zarys ideologii i organizacji NSZ, wraz z ich zapleczem politycznym. Celem autora było także przybliżenie czytelnikowi planów powstańczych NSZ oraz przygotowań do nich. Tak, by można było zobaczyć cel powołania NSZ oraz skonfrontować go z rzeczywistością, przed którą żołnierze NSZ stanęli późnym popołudniem 1 sierpnia 1944 r. Dodatkowo w rozdziale dotyczącym okręgu Warszawa-miasto czytelnik mógł zapoznać się z działalnością stołecznych struktur NSZ. Jak były zorganizowane, jak funkcjonowały wywiad, propaganda oraz prześledzić niektóre działania zbrojne oddziałów Akcji Specjalnej NSZ. Jak można było zauważyć, warszawskie struktury NSZ były stosunkowo rozwinięte i sprawne. W zasadzie można byłoby je porównywać tylko ze strukturami AK. Rozłam, który nastąpił wiosną 1944 r., zdezorganizował organizację. Można sądzić, że w znacznym stopniu osłabił potencjał bojowy NSZ i utrudnił późniejsze włączenie się do Powstania. Naderwana została łączność, podważone zaufanie do części kadry oficerskiej. Mimo rozbicia, w obliczu potrzeby środowisko NSZ obydwu odłamów się zjednoczyło. W trakcie walk, po opanowaniu naturalnego w początku Powstania bałaganu, zrodził się pomysł sformowania regularnych jednostek. Powstały szkielety pułków, zawiązki sztabów dywizji. Koncepcja powołania wielkiej jednostki regularnej była nowatorska. Dowództwo AK dopiero miesiąc później utworzyło Warszawski Korpus Armii Krajowej. Odrodziła się także, mimo częściowej ewakuacji z Warszawy i dezorganizacji spowodowanej wybuchem walk, Brygada Dyspozycyjna Zmotoryzowana, największa jednostka, jaką NSZ wystawiły w trakcie całej okupacji. Był to olbrzymi wysiłek organizacyjny, świadczący o perspektywicznym myśleniu kadry dowódczej NSZ. Niestety wraz z upływem czasu okazało się, że nie wszystkie jednostki z dużym odsetkiem żołnierzy NSZ mogły zostać podporządkowane macierzystemu dowództwu. Zgrupowanie „Chrobry II" przez całe Powstanie funkcjonowało praktycznie bez ściślejszego kontaktu z dowództwem NSZ. Nie wiemy, czy ostatecznie udało się podporządkować kompanię zmotoryzowaną por. „Mory". NSZ-owcy brali udział w zdobywaniu Poczty Głównej, PAST- y, bronili Banku Polskiego, Dworca Pocztowego, wraz z jednostkami AK pod koniec sierpnia próbowali przebić się ze Starówki do Śródmieścia, walczyli w Lasach Chojnowskich. Tam, gdzie nie było własnych oddziałów, przystępowali do walki w ramach AK. W oddziałach AK znaleźli się: szefa sztabu NSZ-ONR ppłk Kazimierz Falewicz „Antoni" – dowódca obrony Politechniki; komendant Obszaru I NSZ-AK (okręgi: Warszawa-miasto i powiaty, Podlasie) płk Witold Komierowski „Sulima" – inspektor bojowy IV rejonu I Obwodu, szef sztabu okręgu Warszawa-miasto NSZ-ONR mjr Edward Jaworowicz „Bicz" – szef sztabu zgrupowania „Kryska", mjr Włodzimierz Kozakiewicz „Barry" – dowódca batalionu PKB „Wkra", a później żandarmerii na Starym Mieście; ppłk Stefan Tomków „Tur" – zastępca płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława"; ppor Zdzisław Szczepański „Żuk" – dowódca 2 Harcerskiej Baterii Przeciwlotniczej „Żbik"; por. Tadeusz Słomiński „Tadeusz Czarny" – dowódca kompanii w VII zgrupowaniu „Ruczaj". Pomoc rannym żołnierzom niosły Maria Abakanowicz „Lena Lenarska", komendantka PWSK Okręgu NSZ-ONR Warszawa-powiaty, Stefania Broniewska, żona kolejnego dowódcy NSZ-ONR, gen. Zygmunta Broniewskiego „Boguckiego". Dzięki inicjatywie mjr. Jana Mirwińskiego „Ogończyka", szefa sztabu MiP-NSZ-AK, udało się zdobyć PAST-ę. Mjr. Ogończyk brał udział w planowaniu ataku na PAST-ę przy ul. Zielnej. Od ok. 7 sierpnia był doradcą taktycznym kpt. „Sępa", dowódcy odcinka w I obwodzie. Kpt. Henryk Więcek „Jur", dowódca 1 kompani w I Batalionie Szturmowym IV rejonu dowodzonym przez kpt. Kazimierza Bilskiego „Rum", w Raporcie sytuacyjnym z akcji zdobywania PASTY w dniu r. skierowanym do mjr. Stanisława Steczkowskiego „Zagończyka", pisał: „Ppułk. Ogończyk zwrócił uwagę ofi cerów na szereg zaimprowizowanych ataków na PASTĘ, które prócz pewnych strat nie dały żadnego efektu. PASTĘ w/g jego przekonania można zdobyć jedynie w myśl gruntownie opracowanego planu, przy równoczesnym użyciu jakiejś silnej pompy, np. strażackiej, która by dała wyrzut palnej mieszanki przynajmniej na 7-8 pięter. Oblewana z zewnątrz różnym materiałem palnym PASTA, częściowo jak płonąca pochodnia sparaliżowałaby ruchy npla i umożliwiłaby wdarcie się na piętra naszych grup szturmowych. Ponieważ plan i ta myśl zainteresowały nas bardzo oficerów, postanowiłem odtąd współpracować całą duszą z Panem Ppułk. Ogończykiem nad realizacją ataku na PASTĘ w/g tego planu". Pojedynczy żołnierze i zwarte grupy NSZ-owców najprawdopodobniej nieposiadający kontaktu z dowództwem walczyli w zgrupowaniach AK: pluton ppor. Alfreda Radomskiego „Alfreda" w Kompanii Dyspozycyjnej Komendy Placu Warszawa-Śródmieście; grupa podchorążych z II batalionu warszawskiej podchorążówki, przed Powstaniem odkomenderowana do żoliborskiego plutonu 205, w zgrupowaniu „Żaglowiec"; zgrupowaniach „Radosław", „Krybar", „Żyrafa", „Żmija", „Konrad", batalionie „Kiliński" i kompanii szturmowej „Stefan" w batalionie „Rum". Pełnili funkcje, często nie ujawniając swojego konspiracyjnego pochodzenia. Bywało, że przeszkadzało ono w odznaczeniu czy awansie. Z analizy materiałów wynika, że część wniosków awansowych była opiniowana przez dowódców AK negatywnie. Stopnie nadawane w NSZ nie zawsze były uznawane. Na przykład z kompanii „Warszawianka", walczącej całe Powstanie na pierwszej linii, nikt nie otrzymał Krzyża Virtuti Militari. Wniosek awansowy na porucznika ppor. Leonarda Kancelarczyka „Jeremiego" – dowódcy kompanii w „Chrobrym II" został odrzucony. Helenie Pietraszkiewicz „Lenie Lipińskej" nie uznano stopnia podporucznika otrzymanego przed Powstaniem w NSZ. Trudno jednak o całościową analizę. Zachowało się dosyć dużo wniosków awansowych i odznaczeniowych. Brakuje jednak opinii przełożonych z AK. Mimo zdarzającego się negatywnego stosunku wyższych ofi cerów AK, w NSZ obowiązywało braterstwo broni bez względu na przynależność organizacyjną. Tym, co dokuczało najbardziej żołnierzom NSZ, podobnie jak i innych organizacji, to brak broni i sprzętu wojskowego. Niestety powstańcy warszawscy nie mieli na to wpływu. Biorąc udział w walce o Warszawę w sierpniu i wrześniu 1944 r.,NSZ, podobnie jak całe podziemie niepodległościowe, złożyły daninę krwi na ołtarzu niepodległości. Mimo że stały na stanowisku ekonomii krwi, czyli oszczędnego szafowania życiem polskich żołnierzy. EPILOG Walka w Warszawie dla części NSZ-owców była tylko etapem na ich żołnierskiej drodze. Kiedy było wiadomo, że Powstanie upadnie, struktury NSZ rozpoczęły prace nad przygotowaniem ewakuacji części kadry z Warszawy. Wybuch Powstania naderwał kontakty z terenem oraz zablokował ważny szlak komunikacyjny. O tym, że NSZ ma zamiar dalej konspirować, wiedział wywiad AK: „Są głosy przejścia [żołnierzy AK] do NSZ, który nie zamierza dekonspirować się." Ten temat był poruszany także w trakcie posiedzenia Krajowej Rady Ministrów 23 września. W Protokole zapisano: „Istnieje obawa przed Sowietami i tendencja ukrycia się. Szczególnie wśród oddziałów Próby „zniknięcia" w obliczu nadchodzącej nowej okupacji były naturalne, szczególnie kiedy dotyczyły żołnierzy formacji, która była jako pierwsza zagrożona represjami. Z kompanii „Warszawianka" wydelegowano kilku podchorążych do dalszej konspiracji, w grupie, która wyszła z Warszawy, znaleźli się pchor. Maciej Szymański „Kruczkowski", „Iks" oraz pchor. Stefan Pietrzak „Paciorek". Ich zadaniem było przedrzeć się do Częstochowy i nawiązać kontakt z tamtejszymi strukturami NSZ-ONR. Obaj podchorążowie wykonali zadanie. „Iks" objął funkcję komendanta powiatu NSZ-ONR w Piotrkowie Trybunalskim, a „Paciorek" został przydzielony do Akcji Specjalnej. Podobne polecenie otrzymał od swojego przełożonego z OP, Gustawa Potworowskiego, ppor. Sławomir Modzelewski „Lanc", który również wyszedł z miasta jako cywil. Sam kierownik powstańczych struktur OP, Potworowski, nie poszedł do niewoli tylko przedarł się do Krakowa, gdzie przez kilka miesięcy był komendantem okręgu krakowskiego NSZ-ONR. Także członkowie NSZ-AK planowali skryte wyjście z miasta. W ten sposób ewakuowali się komendant główny NSZ-AK ppłk „Lesiński", szef sztabu NSZ-AK płk Tadeusz Danilewicz „Kuba", płk „Kołodziejski" wraz z grupą ofi cerów z Grupy „Koło". Oczywiście ewakuacja struktur NSZ-ONR i NSZ-AK przebiegała oddzielenie. Nie ulega jednak wątpliwości, że akcja obu grup była przemyślana i dobrze zaplanowana. Według Zbigniewa S. Siemaszki: „W okresie przygotowań do kapitulacji przywódcy NSZ[-ONR] zdecydowali podzielić się na dwie grupy. Postanowiono, iż Boguszewski, Mikołaj Kozłowski i Sopoćko udadzą się z wojskiem do niewoli, natomiast Abakanowicz, Radziszewski i łączniczka Zofi a Martini dołączą do osób cywilnych, w celu kontynuowania działalności na polskim terytorium. Abakanowiczowi udało się wykonać to zadanie, natomiast Radziszewski i pani Martini zostali zamordowani przez Niemców". Trzeba pamiętać również, że fakt znalezienia się w Warszawie dowództwa NSZ-AK spowodował nadszarpnięcie kontaktów z terenem, co owocowało rozluźnieniem więzów organizacyjnych. Podobnie rzecz się miała z AK. Fiasko boju o Warszawę spowodowało dekompozycję Polskiego Państwa Podziemnego i wywołało ruchy odśrodkowe. W listopadzie 1944 r., po naradzie działaczy Stronnictwa Narodowego, wysokich rangą ofi cerów NSZ-AK i NOW-AK, zadecydowano o powołaniu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – Narodowego Związku Zbrojnego. Pierwszym komendantem NZW-NZZ został płk „Kuba". W jego sztabie znaleźli się także NSZ-owscy uczestnicy Powstania. Kpt. Jerzy Pilaciński „Lech" objął stanowisko szefa sztabu oraz przejściowo szefa propagandy, por. Lechosław Roszkowski „Tomasz" został mianowany szefem oddziału organizacyjnego, komendantem Pogotowia Akcji Specjalnej mjr Włodzimierz Kozakiewicz „Barry". Do NZW-NZZ należała także Grupa„Koło" płk Zygmunta Reliszki „Kołodziejskiego", która po ewakuacji z Warszawy do Częstochowy wznowiła działalność. Sam „Kołodziejski" został komendantem Zachodniego Obszaru NSZ-AK/NZW-NSZ. Grupa „Koło" została rozbita przez NKWD wiosną 1945 r. Aresztowani zostali płk „Kołodziejski" oraz mjr Władysław Kowalewski „Motyka". Z zasadzki udało się uciec ppłk. Janowi Moraczewskiemu „Królowi", por. Leonardowi Mokiczowi „Leonowi Twardemu", ppor. Helenie Jodko-Narkiewicz „Lenie Lipińskiej" oraz por. Wincentemu Gawronowi, który przedostał się do Brygady Świętokrzyskiej. Nieco lepiej są znane losy warszawskiego środowiska NSZ-ONR. Znaczna jego część znalazła się w Brygadzie Świętokrzyskiej. Pod auspicjami Brygady i we współpracy z II Korpusem gen. Władysława Andersa, w Regensburgu, w amerykańskiej strefi e okupacyjnej, został utworzony ośrodek wywiadowczy. Na jego czele stanął były komendant warszawskich NSZ mjr Mieczysław Osmólski „Mikołaj", wokół którego skupili się warszawscy NSZ-owcy, rtm. Józef Cybulski „Szczerbiński", kpt. Andrzej Kuczborski „Wojciech", kpt. Stanisław Hendzel „Staś", „Gruda", Jadwiga Tołłoczko „Jadwiga". Zadaniem ośrodka było utrzymywanie łączności z pozostałymi w kraju strukturami NSZ-ONR, zaopatrywanie ich w pieniądze oraz zbieranie informacji z terenu okupowanej Polski i przekazywanie ich wywiadowi II Korpusu. Jako kurierzy do Polski przybyli ppor. Stanisław Tylingo „Bóbr", ppor. Zbigniew Kowalczyk „Żbikowski", ppor. Sławomir Modzelewski „Lanc" – wychowankowie warszawskiej podchorążówki. W drodze powrotnej „Żbikowski" wyprowadził z Polski żonę gen. Władysława Andersa. Jednym z etapów drogi przerzutowej była palcówka w Katowicach. Jej pracą kierował Jan Bereszko „Niewiadomski", były kierownik Młodzieży Wielkiej Polski. Razem z nim na Śląsku znaleźli się kpt. Stanisław Salski „Skołowski", dowódca I Batalionu Szkoły Podchorążych Piechoty, któremu nie udało się wziąć udziału w Powstaniu. W Katowicach utworzył komendę okręgu śląskiego NSZ. Razem z nim współpracowali także inni jego wychowankowie z warszawskiej podchorążówki, pchor. Henryk Rolski „Mściwój", Janusz Słojewski vel Makowski „Lis" i członkinie grupy „Wiara i Wola" – Janina Komocka „Janka" oraz Janina Kisiel-Konopacka „Janka Pistolet". Grupa ta została jednak wkrótce rozbita – jak twierdził po latach kpt. „Sokołowski" – za sprawą jednego z podchorążych – Tadeusza Plewkiewicza „Soplicy", który zdradził towarzyszy broni i poszedł na współpracę z UB. Weterani Powstania objęli także najwyższe stanowiska dowódcze NSZ-ONR: kpt. Mirosław Ostromęcki „Mirski" został Inspektorem Obszaru Wschód, płk Piotr Abakanowicz „Barski" został minowany szefa sztabu NSZ-ONR, a następnie komendantem śląskich NSZ, kpt. Michał Pobocha „Bolesławski" – szefem sztabu, ppłk Stanisław Kasznica „Przepona", najpierw Inspektorem Obszaru Zachód, a w końcu ostatnim komendantem głównym NSZ-ONR. Maria Abakanowicz „Lena Lenarska" był szefową kancelarii sztabu, a ppor. Tomasz Wolfram „Tomek" – adiutantem w Komendzie Głównej. Grupa podchorążych-powstańców zaangażowała się w odtwarzanie struktur warszawskiego okręgu NSZ- -ONR. Wśród nich byli: Czesław Dziak „Boruta", Tadeusz Niezabitowski „Lubicz", Tadeusz Linowski „Ciesielski", Ludwik Ciecierski „Ludwik". Brali oni udział zarówno w pracy propagandowej, jak i w Akcji Specjalnej, którą kierował ich kolega z podchorążówki – ppor. Tomasz Tomaszewski „Bruzda", „Żelazny", „Las". Jak widać zaangażowanie w walkę o niepodległość Polski ze strony NSZ-owców, którzy wzięli udział w Powstaniu, było wielkie. Można było ich spotkać na wszystkich odcinkach walki – od propagandy do akcji zbrojnej. Aby należycie docenić poświęcenie powstańców-antysowieckich konspiratorów, trzeba pamiętać, że do walki z nowym okupantem przeszli po 5 latach antyniemieckiej konspiracji i tragicznych 63 dnia Powstania. Dużą ofiarnością wykazała się młodzież z warszawskiej podchorążówki. Nie ulega wątpliwości, że zaszczepione w rodzinnych domach i utrwalone w warszawskim Centrum Wyszkolenia dla Szkoły Podchorążych Piechoty NSZ wychowanie patriotyczne zaowocowało bezprzykładnym poświęceniem. Powojenna działalność konspiracyjna większości powstańców z NSZ znalazła swój epilog przed sądami tzw. Polski Ludowej. Aby uniknąć represji, NSZ-owcy podawali się za członków innych organizacji konspiracyjnych, które brały udział w Powstaniu: AK, a nawet PAL. W PAL ukrył się dowódca oddziału liniowego Pułku im. Dąbrowskiego, Jerzy Śmiechowski „Tur". Jego bezpośredni przełożony mjr Marian Chrostowski „Ostoja" podawał się za członka AK. Część oficerów, którzy zarejestrowali się w Rejonowych Komendach Uzupełnień LWP, pomijało milczeniem swój udział w konspiracji. Większość wyżej wymienionych żołnierzy została schwytana przez UB i skazana na kilka lub kilkanaście lat więzienia. Komunistyczni sędziowie skazali na karę śmierci powstańców z NSZ: ppor. Sławomira Modzelewskiego „Lanca", Janinę Kisiel-Konopacką „Jankę Pistolet", kpt. Mirosława Ostromęckiego „Mirskiego", płk. Piotra Abakanowicza „Barskiego", kpt. Michała Pobochę „Bolesławskiego", ppłk. Stanisława Kasznicę „Przeponę". Płk „Barski" i ppłk „Przepona" zostali zamordowani w więzieniu. Większości ze skazanych zamieniono kary śmierci na wieloletnie więzienie. Zaczęli wychodzić na wolność od połowy lat 50. „Aż nadszedł rok 1955. Byliśmy z Mamą na wakacjach pod Lesznem w Wielkopolsce. Skończyłem właśnie szkołę podstawową. I w czasie wakacji Mama zniknęła. Pojechała do Warszawy, a my zostaliśmy sami z siostrą. Po powrocie z wakacji do Wrocławia nadszedł dzień, kiedy pojawił się. W szarym, biednym płaszczu, z tekturową walizką. Jeszcze był ostrzyżony na jeża. Powiedziałem «Tatusiu...», a Mama, jakby czekając na tę chwilę, rzuciła: «powiedziałeś pierwszy raz 'Tatusiu'». W końcu wyznałem swoją tajemnicę. Wziął mnie wtedy na bok i powiedział: «Mam nadzieję, że wiesz, że ja za politykę»". Zapewniłem Go, że mam już 14 lat. W tak przejmujących słowach wspominał wyjście z więzienia kpt. Mirosława Ostromęckiego, żołnierza NSZ z Powstania Warszawskiego, jego syn – Andrzej. Publikacja dostępna na stronie: Sytuacja Polaków w 1944 roku była tragiczna. Współcześnie wielu ocenia sierpniowe wydarzenia krytycznie, a szczególnie decyzję wydania rozkazu o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego. O ile możemy dyskutować o różnych posunięciach dowództwa w tej sprawie, tak Powstańcom Warszawskim należy się szacunek i pamięć. Jesteśmy im wdzięczni za podjęty trud walki, przelaną krew, mimo wątłej nadziei na zwycięstwo, której im jednak nie zabrakło. Dlatego, jak co roku spotkaliśmy się 1 sierpnia w sercu Warszawy na IX Marszu Powstania Warszawskiego, organizowanym przez ONR. Tym razem podążaliśmy szlakiem zgrupowania Chrobry II. Na zgromadzeniu oprócz organizatora pojawiły się zaprzyjaźnione organizacje nacjonalistyczne oraz niezrzeszeni nacjonaliści, chcący oddać hołd Bohaterom w tym wyjątkowym dniu. Już od godziny 16:30 można było nas zobaczyć w okolicach Ronda Dmowskiego. Oczekiwaliśmy na godzinę “W” tuż przy wejściu na stację Warszawa Śródmieście. Niestety od początku wydarzenia mieliśmy do czynienia z nieprzyjemnym zachowaniem ze strony stołecznej policji. Jeden z funkcjonariuszy powiedział nam o tym, że dostał informację, iż Obóz Narodowo-Radykalny jest “przeciwnikiem ideologicznym” Roberta Bąkiewicza – organizatora innego marszu. Jest to również niestety nasz były działacz, do którego wolimy się nie przyznawać. Mimo że bąkiewiczowy marsz był organizowany dopiero drugi raz, to z jakiegoś powodu sam zainteresowany nazywa go “IX Marszem Powstania Warszawskiego”, co jest jawną manipulacją i zawłaszczaniem pierwotnego Marszu PW, którego pierwszym i jedynym organizatorem był ONR. W związku z powyższym nie dopuszczono nas na tzw. “racowisko” o godzinie 17:00 na Rondzie Dmowskiego, które stało się już tradycją tego podniosłego dnia. Zostaliśmy również otoczeni kordonem policji, przez co nie tylko my nie byliśmy w stanie się przemieścić, ale nie dopuszczono też innych osób. Zastosowano wobec nas restrykcje epidemiologiczne, tj. nakazano przeliczenie uczestników tak, by nie przekraczać dozwolonej liczby 150 osób, kazano przestrzegać “dystansu społecznego” 1,5 metra oraz zasłonięcia ust i nosa. Oczywiście nie mieliśmy nic przeciwko i wykonaliśmy owe polecenia, jednak smuci fakt, że zostały wystosowane wyłącznie do nas, podczas gdy wokół Ronda Dmowskiego gromadził się kilkutysięczny tłum. W samym bąkiewiczowskim marszu uczestniczyło co najmniej około 3 tysięcy osób… W godzinę “W” ciszę przerywało łopotanie na wietrze biało-czerwonych, zielonych i czarnych flag. Usłyszeć można było też syreny. Po kilku minutach zadumy ruszyliśmy wzdłuż alei Jerozolimskich na ulicę Żelazną pod Dom Kolejowy, gdzie swoją siedzibę w czasie Powstania miał batalion Chrobry II. Przemarszu towarzyszyły hasła takie jak: “Bóg, Honor, Ojczyzna”, “Cześć i chwała Bohaterom”, “Powstańcy – dziękujemy” oraz “Narodowe Siły Zbrojne NSZ”. Zatrzymaliśmy się pod pomnikiem, przy którym swoje przemówienia wygłosili: Alicja Siałkowska – wiceprezes Związku Żołnierzy NSZ, Marcin Niewolski – szef Radykalnego Mazowsza, Krzysztof Adamek – Stowarzyszenie Obrońców Pamięci Polskich Ofiar Niemieckich Obozów Zagłady oraz Krzysztof Szałecki – rzecznik prasowy ONR. Na zakończenie ponownie wznieśliśmy okrzyki w podziękowaniu Powstańcom oraz zaśpiewaliśmy jednym głosem Hymn Państwowy. Po rozwiązaniu zgromadzenia policja spisała kilku uczestników Marszu za umieszczenie na ubraniach i maseczkach (które notabene nakazano nam mieć na twarzach) krzyża celtyckiego – legalnego znaku chrześcijańskiego oraz symbolu niepodległościowego powszechnie używanego przez nacjonalistów w całej Europie. Policjanci zrobili sobie spacer, odprowadzając nas w drodze powrotnej. Współczujemy bezkrytycznego wykonywania pustych rozkazów. Dziękujemy serdecznie wszystkim uczestnikom IX Marszu Powstania Warszawskiego, którzy pomimo upału i niedogodności, zechcieli uczcić z nami pamięć o polskich Bohaterach. Wyrażamy nadzieję, iż spotkamy się ponownie w tym samym miejscu za rok, a tymczasem zapraszamy na kolejne ważne wydarzenie w Stolicy – Marsz obrońców Europy w 100-lecie Bitwy Warszawskiej, organizowany przez Nacjonalistyczną Warszawę, który odbędzie się 15 sierpnia 2020 r. o godz. 17:00 i wyruszy spod Placu Trzech Krzyży. Czołem Wielkiej Polsce!

onr a powstanie warszawskie